Szalony koncert na dwie zabawki

Szalony koncert na dwie zabawki – jak to wytrzymać?!

Szalony koncert na dwie zabawki

 

Otwierasz rano przeglądarkę w telefonie, a tam wyskakuje okienko z informacją, że za miesiąc przyjeżdża do Twojego miasta zespół, którego słuchasz od lat.
Nigdy nie grali w Polsce.
Nie czekasz ani sekundy, nie pytasz swojego męża/żony, psa czy banku o pozwolenie. Wchodzisz od razu na stronę organizatora. Kupujesz bilet w pierwszym rzędzie. Potwierdzasz rezerwację, klikając w link i czekasz. Czekasz na okazję, która może się już nigdy nie powtórzyć. Okazję, która często zdarza się tylko raz w życiu.

Dzień przed koncertem nie możesz spać. Wyobrażasz sobie, jak to będzie, w co się ubierzesz, co będziesz czuć, gdy usłyszysz pierwsze nuty ulubionego utworu. Cierpisz na muzyczną grypę. Adrenalina tak wypełnia Twoje żyły, że nie zauważasz, kiedy za oknem zamiast wielkiego księżyca pojawił się pierwszy promień słońca. Dzień koncertu właśnie się rozpoczął.

Wchodzisz na stadion. Ustawiasz się jak najbliżej sceny. Poboczne zespoły skończyły w końcu grać. Teraz wychodzi Twój ukochany. Upragniony. Melodie i teksty piosenek masz już na ustach, odkąd bilet pojawił się w Twoje skrzynce. Grają największy hit. Chłoniesz każde słowo. Piosenka skończyła się gromkim wiwatem. Bielizna poleciała na scenę. Czekasz na następną, ale zaraz…co się dzieje? Znów grają to samo?!

Myślisz, że to dlatego, że ludziom się aż tak podobało. Potem grają ją po raz trzeci, dziesiąty, dwudziesty. Ludzie chcą wyjść, ale zabarykadowano wszystkie wyjścia. Zespół jakby się zaciął. Ludzi zaczyna boleć głowa. Organizatorzy zniknęli. Wszyscy próbują przerwać tę muzyczną masakrę. Nikt jednak nie sięga sceny. Jak w Dniu Świstaka. Wszystko odgrywane jest w kółko i w kółko.

Czy nadal lubisz ten zespół?
Czy nadal ta piękna, jedyna ukochana melodia wywołuje uśmiech na Twej twarzy?

Wątpię.

Ja się tak właśnie czuję, gdy KTOŚ kupi moim dzieciom jakąś piękna, kolorową, często drogą GRAJĄCĄ zabawkę.
Te melodyjki i lampeczki są ciekawe raz, drugi i nawet dziesiąty. Gdy jednak dziecko włączy taką melodyjkę po raz setny a do tego schowa ją gdzieś gdzie tylko Sherlock Holmes z Detektywem Clouseau mogliby ją odnaleźć to człowieka trafia szlag. Albo szlaczek, bo nie powinno się przeklinać przy dzieciach.

Chodzi o to, że znajomi/rodzina często kupują zabawki grające, bo okazja, bo fajna melodyjka itp. (fajna melodia to może być na koncercie ulubionego zespołu, a nie w zabawce dla małego dziecka). Często NIE RODZICE nawet nie zdają sobie sprawy z tego, co robią. Skąd mogą wiedzieć.

Od tego często łeb mi pęka tak, jakby sam Van Halen przyłożył swój wzmacniacz do ucha na rok i grał wciąż i wciąż Eruption. Albo dla niektórych to byłoby to samo jakby 24h na dobę musieli słuchać Maleńczuka i piosenki Ulala, misia bela misia Kasia konfacela…

Jaki macie stosunek do grających zabawek? Jaka melodyjka wywierca wam dziury z mózgu? Lubicie w ogóle zabawki wydające dźwięki? Znacie takie, których melodyjki Wam się podobają nawet po wysłuchaniu ich po raz 1000?

Postanowiłem, że w tym roku wszystkim dzieciom znajomych i dzieciom innych osób, od których kiedykolwiek dostałem grające zabawki (to znaczy moje dzieci dostały, ale ja cierpię z tego powodu ) kupię na Święta perkusję a tym, co nie mają dzieci, będę puszczał pod oknem wzmocnione nagrania wszystkich zabawek, jakie od nich dostałem. ALBO lepiej. Wezmę wszystkie grające zabawki, jakie mamy w domu, wyposażę je w zdalny włącznik, pochowam głęboko w mieszkaniach producentów i włączę wszystkie na raz!

Kto w ogóle nagrywa i komponuje te wszystkie melodyjki?!

Podejrzewam, że mój dwulatek albo gromada kotów przechadzająca się losowo po pianinie stworzyłaby lepsze kompozycje.

Miłego dnia bez bólu głowy 

Po więcej wpisów tego typu zapraszam w każdą środę na bajkowego Facebooka lub tutaj.