„Więc chodź, no chodź, no chodź i weź to!
Weź kolejny mały kawałek mojego serca, skarbie.
Zniszcz go.
Zniszcz teraz ten kolejny kawałek mojego serca, skarbie.
Może go mieć!
Wiesz, że go masz, jeśli sprawia, że czujesz się dobrze.”
To jest piosenka o miłości. Trudnej miłości, ale wartej zachodu.
Tak w wolnym tłumaczeniu brzmi kawałek piosenki Ermy Franklin — Piece of my heart.
Ta piosenka przypomniała mi jednego dnia o uczuciu, którym darzę jedno specjalne urządzenie w moim domu. To uczucie jest nieodwzajemnione i na pewno nie jest to miłość. Choć staram się, aby była między nami zgoda to jej zimny bęben ciągle przyprawia mnie o zawrót głowy.
To nie tak, że nie próbowałem się z nią dogadać. Stosowałem miliony sposobów. Segregację, łączenie w pary przed załadowaniem, dokładną selekcję, nawet organizowałem poszukiwania niczym detektyw Rutkowski. Nic na nią jednak nie działa. Jest ciągle głodna jak koń po westernie. Nie wiem gdzie, ona tyle tego wpycha.
To jest jak walka z wiatrakami. Jak praca syzyfowa. Jak szukanie sprytniejszego od nas złodzieja.
W końcu pewnego dnia słysząc tę piosenkę o miłości, dałem spokój. Postanowiłem, że nie będę na takie sprawy marnował moich wrażliwych nerwów. Niech wygra tę walkę. Niech się zapcha tymi skarpetkami. Niech bęben jej kiedyś pęknie od tego obżarstwa.
Dlatego od tego pamiętnego dnia, parafrazując piosenkę Ermy Franklin, śpiewam mojej pralce tak:
„Więc chodź, no chodź, no chodź i weź jedną!
Weź kolejną małą skarpetkę, kawałek mojego serca, skarbie.
Zniszcz ją albo zjedz.
Zniszcz idealnie połączoną parę dopasowaną do moich stóp, skarbie.
Może je mieć!
Możesz je mieć wszystkie!!
Wiem, że to właśnie te pojedyncze skarpetki sprawiają, że czujesz się dobrze.
Na zdrowie. Niech moc pojedynczych skarpetek będzie z Tobą.”
Czy Wy też macie takiego potwora w domu? Czy Wasza wredna pralka kradnie, zjada, chowa Wam pojedyncze skarpetki?
Jeszcze, żeby chciała całą parę ukraść, ale nie. Codziennie rozdziela biedne, stęsknione pary. Na zawsze! Bezpowrotnie. Okrutnie. Bez emocji.
Przecież to już jest jakaś plaga. Zwłaszcza przy dzieciach. Im więcej dzieci tym więcej skarpetek…zagubionych skarpetek.
Niedługo worek z samotnymi skarpetkami przerośnie nasze szuflady z tymi, które jeszcze żyją szczęśliwą miłością, w parach.
Niedługo pojedyncze skarpetki założą związek zawodowy, wpadną w depresję i zaczną żądać dostępu do darmowego psychologa.
Powiedzcie, że moja pralka nie jest wyjątkiem, proszę?
Testowałem już sprzęt różnych producentów, ale sytuacja zawsze się powtarza. To musi być jakiś spisek producentów. Oni chyba kradną pojedyncze skarpetki i sprzedają je potem na czarnym rynku akcesoriów do stóp.
Jak sobie radzicie w takiej sytuacji? Jak ratujecie biedne, bezbronne skarpetki?
Więcej podobnych postów znajdziesz tutaj.