Przygoda w tajemniczej dżungli

Przygody w tajemniczej dżungli – Robert L.

DESZCZ

 

Są na świecie miejsca, o których większość ludzi nie ma pojęcia. Dzieją się tam rzeczy wręcz niezwykłe. Niektórzy tam byli, potem opowiedzieli innym, ci kolejnym, i tak powstały historie, które zdarzyły się naprawdę lub się nie zdarzyły — ale to nieważne. Posłuchajcie teraz uważnie o jednym z takich miejsc, o którym opowiedział mi kolega kolegi znajomego, który tam był.

W dalekiej krainie był las. Las gęsty, piękny, z wysokimi drzewami, na których mieszkały najróżniejsze ptaki, małpy, jaszczurki i wiele innych zwierząt. Jednak nie to było w tym lesie najdziwniejsze. W centrum tego lasu znajdowało się małe źródełko, z którego wypływała niezwykła woda. Woda tak pyszna i orzeźwiająca, że gasiła pragnienie jak nic innego. Nie była to jedyna cecha tej wody. Każdy, kto jej skosztował, zaczynał rozumieć mowę zwierząt.

Tę wodę piły małpy, żaby, koty, węże, ptaki – jednym słowem wszystkie zwierzęta. Kiedy zaczęły rozumieć języki innych zwierząt, nagle zawiązywały się przyjaźnie. A że przyjaciół się nie zjada, to wzajemnie przestały na siebie polować. I tak węże nie ścigały już mysz ani żab, żaby nie uganiały się za muchami, lwy, zamiast antylopy wolał zjeść arbuza, a wydry zamiast ryb szukały pysznych korzonków. Zwierzęta nauczyły się żyć wspólnie, pomagając sobie wzajemnie w kłopotach. A że las, w którym mieszkały, był nietypowy to i historie były inne niż u innych zwierząt.

Usiądźcie więc wygodnie i posłuchajcie opowieści o tym, jak zwierzaki żyły, bawiły się i jak rozwiązywały wszelkie problemy w krainie zwanej Tajemniczą Dżunglą.

W niezwykłym lesie nastała wiosna. Drzewa zazieleniły się aż po czubki koron. Leśne polanki zamieniły się w dywany wielokolorowych kwiatów tworzących barwne połacie, które bujane wiatrem przypominały kolorowe jeziora. Pośród tych kwiatów Mysia rodzina miała swoje norki. W tych norkach znajdowało się wiele komnat – były komnaty dzieci, był salon zabaw używany podczas brzydkiej pogody. Były tam także spiżarnie. W tych spiżarniach myszki magazynowały pożywienie na czas zimy. Wiosną zawsze zostawało trochę zapasów, ponieważ dopiero wtedy myszki zaczynały uzupełniać zapasy.

Po długiej zimie w lesie tego jedzenia jeszcze brakowało, dlatego tak ważne było, aby zapasy były wystarczające i by dzieci państwa Myszaków nie były głodne. Pewnego wiosennego dnia zerwała się straszna wichura. Zaczął padać deszcz. Wielkie krople spadały z nieba. Padało cały poranek… Przez cały dzień ani na moment nie wyszło słońce. Lało także po południu, a i wieczorem nic się nie zmieniło. Ogromne kałuże zaczęły zmieniać się w małe jeziora, których poziom niebezpiecznie się podnosił.

Wejście do norek państwa Myszaków znajdowało się na małym pagórku. Woda podczas deszczu nigdy jeszcze nie dosięgała do drzwi, ale tym razem było inaczej. Pan Myszak wysunął pyszczek zza wejścia i się przeraził. Woda była tuż tuż. Jeśli zaczęłaby się wlewać do norki, to zalałaby wszystko, łącznie ze spiżarnią. Samym myszkom zaś groziłoby utonięcie. Przerażony pobiegł w głąb domu i polecił, by wszyscy szybko się szykowali do wyjścia. Dzieci posłusznie zaczęły wykonywać komendy i już po chwili cała rodzina była gotowa do ucieczki ze swojego domu.

Całe szczęście obok wejścia do ich norki leżał przewrócony pień. Po tym pniu myszki jedna za drugą zbiegły na brzeg jeziorka otaczającego wejście do domu. Jednak rodzina nadal nie była bezpieczna. Dla małych myszek kałuża była jak jezioro a malutki strumyk jak rwący potok. Pan Myszak rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu schronienia i wtedy dostrzegł migocące światło w domu Borsuka.

Borsuk był stary i zrzędliwy. Nie lubił swoich sąsiadów i przeganiał małe myszki, jeśli biegały zbyt blisko jego domku. A mieszkał w dziupli wydrążonej w wielkim dębie, z drzwiami z kawałka kory.

– Za mną! – Krzyknął tata do wystraszonych dzieci i pobiegł w kierunku domu Borsuka.

Kiedy dobiegli do drzwi, zapukał mocno, aby Borsuk usłyszał pukanie. Po chwili drzwi otworzyły się ze zgrzytem i stanął w nich gospodarz. Owinięty był starym kocem, a w ręku trzymał kubek z gorąca herbatą.

-Czego chcecie?- Zapytał, robiąc krzywą minę.

Widać było, że nie był zadowolony z tego, że ktoś przerywa mu jego odpoczynek.

– Sąsiedzie, potrzebujemy pomocy – odpowiedział Pan Myszak- nasza norka nie wytrzyma naporu wody i za chwile cała będzie zalana. Potrzebujemy kąta, w którym moje dzieci mogłyby przeczekać ulewę.

Pan Myszak nie lubił nikogo prosić o pomoc, ale w tej sytuacji nie miał wyjścia.

– Eeeeeeehhhh – zmarszczył brwi Borsuk- musicie szukać akurat u mnie?

– Mieszkasz najbliżej nas. Nie możemy dłużej szukać schronienia w taką pogodę, bo dla moich dzieci jest to zbyt niebezpieczne. Jest już wiosna, ale wieczory są nadal bardzo zimne. – odpowiedział Myszak.- Proszę, wpuść nas.

Borsukowi zrobiło się szkoda gromadki dzieci. Co prawda nie lubił tej zgrai piszczących i krzyczących wniebogłosy łobuzów, ale nie potrafił odmówić. Otworzył szerzej drzwi, odsunął się na bok i wzdychając, rzekł

– „No dobrze, ale nie można krzyczeć i biegać po moim domku! 

– Oczywiście, będziemy tak cicho, że nawet nie zauważysz naszej obecności – odparł Myszak.

I tata, mama oraz kilkadziesiąt małych myszek weszło do domku Borsuka. Niestety naniosły przy tym mnóstwo błota na swoich łapkach, a Borsuk, gdy tylko to zobaczył, od razu pożałował swojej decyzji.

Deszcz w każdej chwili może przestać padać, ich norka wyschnie i wrócą do siebie, a ja będę miał znowu spokój w domu – pomyślał gospodarz -Trudno, chwile będę musiał się z nimi przemęczyć.

Po chwili wyciągnął z szafy wszystkie koce, kołdry i poduszki, jakie miał i rozłożył je na podłodze. Myszki od razu położyły się na posłaniu, wtuliły w siebie i zmęczone oraz zmarznięte szybko usnęły. A Borsuk usiadł w swoim fotelu, dokończył herbatę, po czym także usnął.

W środku nocy małe myszki zaczęły popiskiwać i się budzić. Były głodne. Nie zdążyły zabrać ze sobą żadnych zapasów, a na dworze nadal lało i rodzice nie mogli wyjść w poszukiwaniu pożywienia. Borsuk mimo słabego słuchu usłyszał, jak maluchom burczy w brzuszkach. Zmarszczył brwi, chrząknął znacząco, po czym wstał ze swojego fotela i podszedł do wielkiej szafy. Była to jego spiżarnia. Otworzył ją i wyciągnął mleko, miód, ziarna, i zrobione wcześniej naleśniki. Postawił wszystko na stole i zaprosił rodzinę Myszaków, by się najadły.

Małe myszki, gdy tylko zobaczyły pełen smakołyków stół, to aż zapiszczały z radości, zapominając o tym, że miały być cicho. Borsuk już miał im to przypomnieć, ale gdy zobaczył, jak maluchy ze smakiem zajadają się i napełniają swoje puste brzuszki, westchnął tylko i wrócił na swój fotel.

Po kolacji myszki wróciły na swoje posłanie i usnęły szybko.

W nocy w końcu przestało padać. Woda szybko zaczęła wsiąkać i już rano rodzina Myszaków mogła wrócić do swojej norki. Na szczęście okazało się, że szkody wyrządzone przez ulewę nie były duże i już wieczorem wszystko było posprzątane. Także spiżarnia nie została zniszczona, więc rodzina mogła spokojnie zjeść sytą kolację.

Wieczorem znowu rozpętała się wiosenna burza. Pioruny co raz uderzały w drzewa. Nagle ziemia zadrżała. Tata wysunął się z norki, by zobaczyć, co się stało. Ujrzał wtedy płonące drzewo, w które uderzył piorun. Niestety, to było drzewo, w którym swój domek miał Pan Borsuk! A Borsuk w tym czasie biegał wokół drzewa, patrząc jak cały jego dobytek trawi ogień.

Myszak wiedział, że musi pomóc Borsukowi. Niestety ich podziemny domek był za mały i Borsuk nie zmieściłby się w środku. Wtedy zaświtał mu w głowie pewien pomysł. Podbiegł do Borsuka i powiedział:

– Nie przejmuj się. Pomożemy ci!

– Jak wy, mały myszki możecie mi pomóc? Jesteście tacy malutcy.

– Może i jesteśmy malutcy, ale jest nas dużo. Możemy zrobić więcej, niż ci się zdaje! – odpowiedział Myszak i zawołał swoje starsze dzieci

– Niech każdy z was weźmie narzędzia i chodźcie za mną.

Po chwili duża grupa myszek skierowała się w stronę stojącego nieopodal rozłożystego dębu. Pan Myszak wypatrzył szczelinę między korzeniami, która mogłaby służyć za przedsionek do nowego domu. Zaczął wydłubywać z niej wióry i trociny. Co prawda jedna myszka nie prędko byłaby w stanie wyżłobić dziurę w drzewie, ale już cała rodzina myszy sprawnie zaczęła sobie z tym radzić.

Zaczęli więc wspólnymi siłami wydrapywać coraz to większą jamę. Po chwili do myszek dołączyły też inne zwierzęta. Największy aplauz wzbudziło dołączenie się do pracy Pana Bobra i rodziny dzięciołów. Bóbr swoimi wielkimi zębami w kilka chwil znacznie powiększył dziuplę, a dzięcioły rytmicznym stukaniem wbijały się coraz bardziej do środka.

Wspólna praca przyniosła niesamowity efekt. Już wkrótce w pniu starego dębu była piękna i wielka dziupla rozmiarem dopasowana idealnie do Borsuka.

– Cóż ja bym bez Was zrobił? – zapytał wzruszony Borsuk.

– Drogi Borsuku, od czego się ma przyjaciół? Ty nam pomogłeś, gdy potrzebowaliśmy pomocy. My pomogliśmy, gdy zdarzyło ci się nieszczęście. Jeśli będziemy pomagać sobie wzajemnie to będzie nam się lepiej żyło – zmęczony, ale uśmiechnięty Pan Myszak odpowiedział bez zastanowienia, a małe myszki zapiszczały radośnie-PII PII PII.

Od tamtego dnia Pan Borsuk zaprzyjaźnił się z mysią rodziną. Wiedział też, że nie liczy się tylko siła jednego zwierzątka, ale prawdziwa siła tkwi we współpracy i dobrym sercu.