Krówka Mutka

krówka mutka

Na wiejskiej, piaszczystej dróżce nie było dzisiaj żywej duszy. Wszyscy udali się do miasta, aby nabyć niezbędne przybory szkolne. Natalka pomyślała o tym już tydzień wcześniej. Dzięki temu, zamiast przepychać się w zatłoczonych galeriach handlowych, mogła dzisiaj z mamą rozkoszować się na spacerze powiewem ostatniego, letniego wiatru. Wiatru zwiastującego koniec kolejnych, letnich wakacji.

– Mamo zobacz, to ladybird. – krzyknęła energicznie dziewczyna, wskazując na listek wiszący obok głowy jej mamy.
– Tak kochanie, to biedronka. – odpowiedziała z uśmiechem mama.
– Zobacz, a tu kolejna, a tam motyl w głębi lasu, a w górze falcon lata. Czyż to nie cudowne, móc tak chodzić w otoczeniu tych wszystkich wspaniałych zwierząt?
– Oczywiście. Natura jest wspaniała. Skąd Ty znasz nazwy tych wszystkich zwierząt córeczko?
– No jak to skąd. Ze szkoły. Poza tym dużo czytam i sama mówisz, że jestem bardzo mądra. – zachichotała dziewczynka. – Oj, ale os to ja nie znoszę. Weź ją mamo, proszę.
Natalka zrobiła duże oczy i schowała się szybko za mamę, widząc nadlatującego z daleka żółto-czarnego lotnika.
– Osy faktycznie mogą wydawać się nieprzyjemne. Nie to, co taki spokojny i kolorowy motylek prawda?! Musisz wiedzieć jedno córeczko. Osa, jak sama widzisz, jest dużo mniejsza od Ciebie. Po pierwsze to ona bardziej się Ciebie boi, bo z łatwością możesz machnąć ręką, czy czymś ciężkim i pozbawić ją życia. Ona tylko trochę, tak jak pies, lubi polatać koło człowieka i go obwąchać. Nasz zapach czy słodkie perfumy często je wabią jak kwiaty. Polata, powącha i poleci dalej. Jeśli będziemy stali spokojnie, to nic nam nie zrobi. Poza tym taka osa, ma tylko jedno żądło. Jeśli je wbije w naszą skórę, to zwykle umiera po kilku chwilach. Osy nie są głupie. Nie tracą żądeł bez powodu. Zwykle używają ich do obrony, a nie po to, żeby zrobić człowiekowi nieprzyjemność. Jedynie osoby z alergią na ich ukłucie powinny trochę bardziej uważać, ale ty alergii nie masz.
– Dobrze wiedzieć. Będę potrzebowała trochę czasu, żeby do nich przywyknąć. W mieście na szczęście, aż tyle ich nie lata.

Osa jak tylko zobaczyła drugiego człowieka, zaraz odleciała do swoich spraw.
Dziewczyny kontynuowały spacer wzdłuż wiejskiej drogi, aż doszły do pastwiska. Na pięknej zielonej trawie, wyglądającej niczym malowana farbkami, stały krówki.

Większość wyglądała zwyczajnie. Duże zwierzęta w czarno-białe łaty mieliły trawkę spokojnie, z wolna, nie śpiesząc się nigdzie. Jedna tylko krówka wyróżniała się od reszty. Zamiast typowych łat, miała całą skórę w kolorze gorzkiej czekolady. Nie zajadała się trawą jak jej towarzyszki. Nie machała wesoło ogonem. Nie muczała głośno do kolegów i koleżanek. Wyglądała, jakby była bardzo smutna.

Natalka była wrażliwą dziewczynką. Dbała o innych dlatego postanowiła porozmawiać z krówką. Musiała dowiedzieć się, o co chodzi. Inaczej po powrocie do domu nie mogłaby spokojnie spać. Mama uśmiechnęła się tylko zadowolona, że córka tak dba o zwierzęta. Postanowiła nie przeszkadzać. Usiadła na trawiastym kocu i zaczęła pochłaniać przyjemne ciepło ostatnich promieni letniego słońca.
Natalka podeszła do zwierzęcia powoli i spokojnie. Krówka miała łeb zwieszony bardzo nisko. Natalka ukucnęła, aby ich oczy się spotkały. Gdy nawiązała pierwszy kontakt, przedstawiła się ładnie.

– Część brązowa krówko. Mam na imię Natalia. Widziałam z drogi, że wyglądasz na bardzo smutną. Czy mogę Ci w czymś pomóc? Czy jest coś, co poprawi Ci humor?

Krówka z początku nic nie powiedziała. Uniosła tylko delikatnie głowę, rozejrzała się na boki i znów wróciła do swojej pierwotnej pozycji.
Natalka zadawała jej różne pytania, ale dopiero gdy słońce chowało się już za linią drzew, krówka odezwała się po raz pierwszy.

– Jestem Muuutka. Miło mi Cię poznać Natalko.
– No nareszcie. Już nie wiedziałam co tu dalej począć. – odpowiedziała uradowana dziewczynka. – Trochę tu z Tobą czasu spędziłam. Słońce już zachodzi. Mama macha do mnie z drogi, że musimy już wracać do domu. Powiem jej jednak, że jutro też chcę tu przyjść na spacer i wtedy sobie porozmawiamy dobrze?! Mam jeszcze kilka dni wakacji i bardzo chcę Cię bliżej poznać.
– Dobrze. Do zobaczenia. – zamuczała ledwo słyszalnie czekoladowa krówka.

– Do jutra. – odpowiedziała dziewczynka i pobiegła w podskokach do mamy.
Następnego dnia, zaraz po śniadaniu, dziewczynka namówiła mamę na kolejny spacer, w to samo miejsce co wczoraj. Natalka zapakowała do torby koc, gazetę i lemoniadę. Wszystko dla mamy, żeby ta nie nudziła się na polance, gdy ona będzie rozmawiała z nowo poznaną przyjaciółką, czekoladową krówką Mutką. Chciała tym razem mieć dużo więcej czasu, aby dowiedzieć się dokładnie, co dolega mlecznej koleżance.

Za drugim razem Mutka odpowiedziała już na przywitanie Natalki. Była jednak w tym samym, pochmurnym humorze. Słonko na dworze świeciło tak przyjemnie, jak poprzedniego dnia. Poprawiało ono nastrój wszystkim ziemskim stworzeniem, tylko nie jednej czekoladowej krówce.

– Przywitanie mamy za sobą — zaczęła Natalka — to powiedz mi teraz, proszę, skąd ta ponura mina? Pogoda jest piękna. Temperatura odpowiednia do wylegiwania się na dworze. Ty jako krówka nie masz też za dużo obowiązków.
Nawet po wakacjach nie musisz iść do szkoły, więc o co chodzi?
– Bo ja się wstydzę. – zaczęła nieśmiało krówka.
– Czego się wstydzisz?
– Wstydzę się, jak wzrok innych zatrzymuje się na mnie. Wstydzę się muczeć, bo moje muczenie brzmi inaczej niż wszystkich krów dookoła. Nie mogę wydusić z siebie słowa, jak rodzice przedstawiają mnie jakiejś osobie na ulicy. Nie chcę, aby się złościli na mnie, bo wiem, że nie to nie ładnie się nie odzywać jak ktoś mówi do nas „Dzień dobry”, ale mam jakby kamień w gardle jak muszę odpowiedzieć. To chyba moje największe zmartwienia. – wyrzuciła z siebie krówka, głośno wzdychając na koniec.
– Może po prostu jesteś nieśmiała. To przecież nic złego.
– To chyba nie o to chodzi. W poprzednim gospodarstwie miałam kilka koleżanek. Gdy byłam z nimi, to dużo muczałyśmy, śmiałyśmy się, spędzaliśmy czas na grach i zabawach zespołowych. Czułam się przy nich inaczej niż pośród tych zwierząt tutaj.
– To może opowiedz mi trochę więcej o sobie. Postaram się pomóc. Też jakiś czas temu przechodziłam przez coś podobnego, ale o tym opowiem Ci później.
– Dobrze. Postaram się. Już nie jesteś dla mnie zupełnie obcą osobą, to od razu łatwiej mi się z Tobą rozmawia. Wszystko zaczęło się, gdy przywieziono nas na tę farmę. Gospodarz z Anglii sprzedał nas temu Polskiemu gospodarzowi. Bardzo mnie ta przeprowadzka zdenerwowała. To była dla mnie ogromna zmiana. Dodatkowo moi rodzice, bardzo się ostatnio kłócą. Muczą na siebie groźnie za każdym razem, jak się widzą i nawet zdecydowali się sypiać w osobnych oborach. Bardzo nie lubię patrzeć, gdy tak się zachowują. Strasznie się wtedy denerwuję. Mamy tu w gospodarstwie dobre warunki. Gospodarz jest dla nas miły. Możemy dużo czasu spędzać na świeżym powietrzu, gdzie jemy pyszną trawę jak ta tutaj. Dojenie jest zawsze o czasie. I zdarza się często, że gospodarz w obórce czyta nam różne książki przygodowe albo włącza muzykę. To niestety mi nie pomaga. Czuje się tu obco. Biało-czarne krowy muczą trochę inaczej niż ja. Do tego ja mam inny kolor, co jeszcze bardziej przykuwa spojrzenia wszystkich. Nie mogę się w tym wszystkim odnaleźć. Kiedyś potrafiłam tarzać się w trawie przez cały dzień. Przepychać bele siana na wyścigi z kolegami albo malować kopyta na inny kolor co tydzień. Teraz nie mam nawet ochoty na posprzątanie mojego stanowiska w obórce.
– Widzę, że naprawdę to wszystko bardzo przeżywasz. – wtrąciła Natalka.
– Trudno mi z tym wszystkim. W szkole dodatkowo Panie zmuszają mnie do czytania na głos, występowania na scenie czy poznawania nowych kolegów. Nikt nie chce zrozumieć, że ja tego nie chce. Lubię przyjaciół, których już znam. Kocham moich rodziców. Uwielbiam spędzać czas w znajomych mi miejscach. Dlatego w sytuacjach jak teraz, gdy musiałam sama wyjść na nowe pole, z nieznanymi mi krowami to stoję, spuszczam głowę i się smucę. Staram się nie wyróżniać. Wtedy może nikt nie będzie chciał ze mną gadać. Dzięki temu nie zwracam na siebie dodatkowej uwagi. Czy można coś z tym zrobić Natalko? Nie chcę nikogo martwić. Sama też nie chce tak się czuć.
– No tak. To poważna sprawa, ale przypomina mi sytuacje, które sama przechodziłam jakiś czas temu. My ludzie, jak jest nam z czymś źle, udajemy się to innych ludzi, których nazywamy lekarzami. Zajmują się różnymi rzeczami. Pomagają, jak Cię boli brzuszek, jak ciągle kaszlesz czy jak jesteś przez długi czas bardzo smutna. Mama raz zabrała mnie to człowieka, na którego mówili „psycholog”, bo nie lubiłam rozmawiać z nikim poza moim chomikiem Ogryzkiem.
– To taki jakby weterynarz od głowy tak? – wtrąciła zaciekawiona krówka.
– Dokładnie. Tylko że jego głównym zadaniem jest rozmowa, a nie badanie przez dotyk. Musiałam z nim przegadać wiele godzin, zanim w końcu powiedział mamie, co mi jest.
– I co ci było? Coś poważnego? Nie wyglądasz, jakbyś była chora.
– Bo nie jestem. Nie jestem i wtedy też nie byłam. Lekarz stwierdził, że niektóre dzieci są bardziej otwarte, a inne mniej. Nawet jeśli dziecko w znajomym otoczeniu tryska energią i jest bardzo żywiołowe, to wcale nie znaczy, że pośród innych ludzi, zwłaszcza nieznajomych oraz w innym otoczeniu, nie będzie chciało zostać na uboczu i nie rozmawiać z innymi tak otwarcie. To nic złego.
– To w końcu jesteś chora czy nie? Gdybym ja musiała chodzić tak długo do weterynarza to chociaż na koniec dałby mi jakieś lekarstwo i byłabym zdrowa.
– Nie jestem chora, ale w przypadku pewności siebie to nie takie proste jak przypadku przeziębienia czy złamania ręki. Nie można założyć gipsu na mózg, odczekać kilku tygodni, zdjąć i mieć już tę pewność. Na to potrzeba czasu. Tak powiedział lekarz. Gdy czułam się cały czas taka smutna i nie chciałam z nikim rozmawiać, w moim życiu zdarzyło się na raz wiele rzeczy. Rzeczy, przez które bardzo się denerwowałam. W jednym roku musiała zmienić przedszkole na szkołę, przeprowadzić się do innego mieszkania w innym mieście, urodził mi się braciszek, a do tego nie mogłam już odwiedzać babci, kiedy tylko chciałam, bo mieszkała zbyt daleko. To podobno wszystko przez te nerwy właśnie.
– I jak dałaś sobie z tym wszystkim radę?
– Pomógł mi bardzo czas i moja mama.
– Jak czas może w czymkolwiek pomóc. Ja nawet nie mogę nosić zegarka. Jakby to wyglądało na kopycie.
– Nie chodzi mi konkretnie o znajomość zegarka. Chodzi mi o to, że czasami musi minąć kilka dni, czy nawet tygodni, abyśmy przyzwyczaili się do poważnych zmian w naszym życiu. Zwłaszcza do tych zmian, które nas bardzo zdenerwowały. Wsparcie ze strony osób, które kochasz, też ma duże znaczenie. Mama nie naciskała na mnie. Nie zmuszała mnie do odzywania się, gdy tego nie chciałam. Nie złościła się na mnie, gdy chciałam czasami posiedzieć sama. Za to dużo mnie przytulała, rozmawiała ze mną i robiła wszystko normalnie. Lekarz powiedział, że nie byłam chora, dlatego nikt nie traktował mnie jak chorą osobę. Życie toczyło się jak zwykle. Mijały dni. Bawiłam się tym, co najbardziej lubiłam i z tymi osobami, które wywoływały uśmiech na mojej twarzy. Po pewnym czasie zapomniałam już nawet, że byłam u psychologa. Pewnego dnia, mama poszła na spotkanie z moją nauczycielką. Kilka razy do roku takie spotkania są organizowane przez szkołę, aby rodzice mogli dowiedzieć się, jak ich dzieci się uczą. Nie uwierzysz, jakie było zdziwienie mojej mamy, gdy Pani nauczycielka powiedziała, że mój smutek i problemy z komunikacją zniknęły. Nawet nie wiem, kiedy zaczęłam ze wszystkimi rozmawiać, poznawać nowych kolegów, a nawet raz wystąpiłam na scenie w przedstawieniu.
– To brzmi niesamowicie. To co ja mam w takim razie zrobić, żeby się lepiej poczuć?
– W sumie to nic szczególnego. Bądź po prostu sobą. Rozmawiaj z tymi osobami, z którymi lubisz rozmawiać. Spędzaj czas na zabawie i nauce, tak jak lubisz. Nie rób nic na siłę, a zobaczysz, że po pewnym czasie, gdy nie będziesz już nawet o tym myśleć, wróci Ci pewność siebie i otworzysz się na innych ludzi oraz sytuacje. Przeszłaś w swoim młodym życiu dużo zmian, które nie były dla Ciebie łatwe. Krowa też ma emocje i potrafi się zdenerwować. To nic złego. Na poradzenie sobie z niektórymi emocjami trzeba po prostu czasu i wsparcia osób, które Cię kochają.
– No dobrze, tak zrobię. – odpowiedziała czekoladowa krówka z głową uniesioną tym razem wysoko w górze. – Czy przyjdziesz mnie jeszcze kiedyś odwiedzić? Widzę, że już Twoja mama się niecierpliwi, bo znów macha ręką intensywnie jak wczoraj.
– Jutro wyjeżdżamy już do mojego domu w mieście. Muszę przygotować się do szkoły. Obiecuję Ci jednak, że przyjadę w odwiedziny w ferie, chwilę przed Świętami, dobrze?
– Dobrze. Już nie mogę się doczekać. Do zobaczenia. – powiedziała krówka, machając wesoło ogonem.
– Do zobaczenia. – powiedziała Natalka i oddaliła sie w kierunku mamy.

Płatki śniegu były tego dnia duże i wyraziste. Opadały delikatnie na bordową czapkę Natalii, tworząc po chwili szklistą, błyszczącą powłokę. Dziewczynka szła powoli leśną dróżką pokrytą świeżą warstwą białego puchu. Znała tę drogę. Przechadzała się tędy kilkanaście razy w tym roku z mamą, podczas letnich wakacji. Jednego dnia, na zielonej polance, pokrytej teraz białą pierzyną, obiecała komuś, że wróci w to miejsce, jak tylko zacznie się kolejna przerwa w szkole. Natalka zawsze dotrzymywała obietnic. To była jedna z ważniejszych rzeczy, jakie nauczyli ją rodzice.

Mama darzyła córkę dużym zaufaniem. Dlatego na dzisiejszy spacer poszła Natalka wybrała się sama. Dobrze znała okolicę. Poza tym mama musiała w domu rodzinnym pomóc w przygotowaniu do jutrzejszej Wigilii. Natalka obiecała, że nie wróci zbyt późno i nie będzie rozmawiała z nieznajomymi.

Gdy dotarła do znajomej polany, zauważyła, że nie ma tam jej przyjaciółki. Poznały się latem, podczas ciepłego, letniego dnia. Pomyślała zatem, że teraz podczas mrozów, wszystkie krówki trzymane są pod dachem, w przytulnej obórce. Nie myliła się. Gdy przeszła do końca polany, przecisnęła się między dużymi belami solidnego płotu. Następnie rozejrzała się dokładnie i skierowała swe kroki do budynku, z którego słychać już było głośne muczenie. To był czas dojenia. Znała właściciela farmy. Często z mamą przychodziły tu latem kupować zdrowe warzywa, owoce, jajka i właśnie mleko.

Gospodarz był bardzo przyjaznym, starszym panem. Zawsze mówił, że Natalka jest tu mile widziana i może go odwiedzać, kiedy tylko ma ochotę. Ona jednak nie przyszła tu dzisiaj na herbatkę ze starszym panem. Chciała spotkać się ze swoją czekoladową przyjaciółką. Odczekała więc, aż starszy pan wróci do domu, po czym weszła do środka.

Nie mogła uwierzyć własnym oczom, gdy zobaczyła swoją mleczną przyjaciółkę muczącą wesoło z innymi krówkami. W ogóle nie przypominała tej smutnej, przybitej, trzymającej łeb nisko przy ziemi krówki, którą poznała kilka miesięcy wcześniej.

– Część Mutko. – powiedziała głośno Natalka, chcąc przebić się przez intensywne rozmowy zwierząt.
– Natalka! Jak miło znów Cię widzieć. – zamuczała radośnie jedyna czekoladowa krówka w obórce. – Podejdź bliżej, przedstawię Ci moje koleżanki. To jest Wanilia, Satyna, Perła, a ta na końcu to Łatka. A to jest Natalka, dziewczynka, o której Wam tak dużo opowiadałam.
– Muuuczostycznie — odezwały się na raz wszystkie wymienione przez Mutkę koleżanki. – miło nam Cię w końcu poznać.
– Mutko. Jaki to miły widok widzieć Cię tak radosną i uśmiechnięta. Co się zmieniło od naszego ostatniego spotkania?
– Wszystko się zmieniło. Wszystko, dzięki Tobie. Tak się cieszę, że wtedy na polanie, odważyłam się z Tobą przywitać. Gdyby nie to, moje życie nadal byłoby ciche i nieśmiałe. Teraz dopiero czuję, że żyję. Usiądź wygodnie na tym sianie pod ścianą. Napełnij sobie kubek jeszcze ciepłym mlekiem z porannego dojenia i posłuchaj uważnie.

– Gdy wyjechałaś, było mi trochę smutno. Martwiłam się, że sobie nie poradzę. Następnego ranka, przy dojeniu zagadała mnie nowo przybyła krówka, Łatka. Odważyłam się dzień wcześniej odezwać do małej dziewczynki, to mówię sobie, co mi szkodzi przywitać się z nową krówką. Tak nam się dobrze rozmawiało, że dojenie mi minęło szybciej, niczym znika poranna rosa w słońcu. Łatka była bardziej pewna siebie niż ja. Przynajmniej na początku. Dzięki temu poznała Wanilię, Satynę i Perłę, a potem im mnie przedstawiła. Gdy coraz więcej czasu spędzałyśmy razem, nabierałam większej pewności siebie. Czułam się odważniejsza i miałam dzięki temu lepszy humor. Nie myśl Natalko, że już biegam po całej wsi i zagaduję wszystkie spotkane stworzonka. Nadal nie lubię występować przed dużą ilością zwierząt, ale po tych kilku miesiącach powiem chociaż „dzień dobry”, jak rodzice komuś mnie przedstawią. To wszystko przyszło z czasem, jak sama mówiłaś. Z czasem i tym, że nauczyłam się już muczenia miejscowych krów, że nikt nie traktował mnie jak ufoludka pomimo mojej czekoladowej karnacji i tego, że rodzice już tak nie naciskali na mnie tylko po prostu bardzo mnie kochali czy się odezwałam, czy nie.
– Mutko to naprawdę świetna wiadomość. Bardzo się cieszę, że mogłam pomóc. Mam nadzieję, że będzie już tylko lepiej.

Nagle od strony wielkich drzwi dobiegł do nich męski głos:

– Halo, czy ktoś tu jest?

– To nasz gospodarz, Pan Andrzej. – Mutka pochyliła się do Natalki i ściszyła głos do szeptu. – on nawet nie wie, że umiem rozmawiać z ludźmi. Może lepiej, żeby tak zostało. Obiecasz, że mu nie powiesz?
– Oczywiście Mutko, przecież jesteśmy przyjaciółmi. Pan Andrzej bardzo mnie lubi. Wstanę i powiem mu, że to ja, żeby się nie denerwował.
– Odwiedzisz naszą obórce jeszcze kiedyś?
– Na pewno. Przyjdę, jak tylko będę miała chwilę. Wesołych Świąt!
– Wesołych Świat Natalko. Dziękuję za wszystko. Do zobaczenia wkrótce.

Natalka odłożyła kubek po mleku. Wyprostowała się i powiedziała głośno:

– To ja Panie Andrzeju, Natalka.

Gospodarz podszedł bliżej i z uśmiechem powiedział.

– Witaj Natalio. Miło Cię widzieć. Dlaczego nie przyszłaś do mnie do domu? Zrobiłbym ciepłe kakao. Pogralibyśmy w warcaby. Co tutaj robisz w chłodzie między krowami?
– Jak byłam tu latem, spodobała mi się ta czekoladowa krówka. Nigdy takiej nie spotkałam wcześniej. Jest niesamowita. Chciałam się tylko przywitać. Już miałam iść w kierunku wyjścia, gdy akurat Pan przyszedł.
– Czy, aby na pewno przyszłaś do obory, tylko po to, żeby przywitać się z krówką? – zapytał gospodarz, uśmiechając się szeroko.
– No tak, na prawdę. – odpowiedziała trochę drżącym głosem dziewczynka.
– Czyli ten biały ślad, jaki masz na ustach to pewnie tylko śnieg?
Natalka wytarła usta w czarną rękawiczkę. Ta od razu zmieniła kolor na biały. Śmietanowo biały. To były resztki ciepłego mleka, które chwile wcześniej skończyła pić, rozmawiając z Mutką.
Dziewczyna zarumieniła się niczym barszcz w Wigilię. Oboje z Panem Andrzejem roześmiali się głośno. Gospodarz objął Natalkę ramieniem i poszli razem przez zaspy na partyjkę warcabów i słodkie kakao.

Koniec.

Te bajki też mogą Ci się spodobać