Pewnego słonecznego dnia, na świecie pojawił się słonik Lucek.
Piękny malec od razu stał się ulubieńcem całego stada słoni. Miał taki cudowny uśmiech, że potrafił wprawić w dobry nastrój nawet największego ponuraka. Przez pewien czas był najmłodszy w stadzie składającym się przeważnie z dużych i silnych słoni. Mama słonika, Magda, bardzo go rozpieszczała, a babcia była szefową całego stada.
Wszystkie słonie wędrowały sobie razem w poszukiwaniu jedzenia. Chociaż słonie są największymi zwierzętami lądowymi na świecie, nigdy nie atakują innych zwierząt. Żyją w pokoju, wędrują po ogromnych sawannach i poszukują jedzenia. Zjadają wyłącznie rośliny: owoce, trawy i gałązki.
Lucek był bardzo towarzyski i grzeczny. Szybko się uczył, był uczynny dla innych słoni, chętnie bawił się z innymi maluchami i zawsze słuchał mamy i babci. Babcia Lucka miała na imię Zofia. To ona zawsze decydowała o tym, dokąd pójdą wszystkie słonie. Unikała siedzib ludzi i dobrze zapamiętywała miejsca, gdzie było dużo wody i jedzenia.
Lucek był bardzo pogodny, wieczorami pluskał się w wodzie z innymi słoniami, a potem wszystkie naraz obrzucały się piaskiem. W ten sposób słonie chroniły się przed owadami. Szczęśliwy słonik miał nadzieję, że tak będzie zawsze. Jednak pewnego dnia, gdy skończył dziesięć lat, mama poprosiła go na rozmowę:
– Muszę powiedzieć ci coś bardzo ważnego synku – powiedziała, a Lucek przypomniał sobie, że tego dnia Magda od rana była bardzo smutna.
– Tak mamo? – zapytał zaniepokojony. „Może mama jest chora?”, pomyślał.
– Musisz wiedzieć Lucek, że każdy słonik, który staje się dorosły, musi kiedyś… odejść ze stada… – powiedziała mama.
– Jak to odejść? – wystraszył się Lucek i chyba po raz pierwszy w życiu zachciało mu się płakać.
– Niestety synku, takie są zwyczaje słoni. Wszystkie mamy i ich córki żyją w stadzie, ale chłopcy się odłączają…
– Ale ja nie chcę się odłączać mamo! – krzyknął słonik. – Co będzie z tobą, co z babcią? Ja chcę tu być i opiekować się wami.
– Nie martw się synku, wszyscy damy sobie radę: ty, babcia i ja. Ale teraz musimy się rozstać…
Błagania i protesty słonika na nic się nie zdały. Przecież nie można było zmieniać starych obyczajów. Słonik czule pożegnał się ze wszystkimi i z rozpaczą patrzył jak stado się oddala, a smutna mama macha mu na pożegnanie trąbą. Po dłuższym czasie Lucek się otrząsnął, nie mógł przecież cały czas być smutny. Długo się zastanawiał i w końcu postanowił poszukać sobie nowych przyjaciół. Nigdy przecież nie był sam i nie potrafił sobie nawet wyobrazić życia w samotności.
Przez wiele dni Lucek wędrował samotnie po sawannie i nie spotkał ani jednej przyjaznej duszy. Popadał przez to coraz większe przygnębienie. Jednak, któregoś dnia, usłyszał dochodzące z daleka czyjeś bardzo głośne wołanie:
– Na pomoc! Na pomoc! Ratujcie!
Lucek podszedł bliżej i zobaczył niewielkiego nosorożca. Biedne stworzenie było w połowie zatopione w bagnie i nie potrafiło się samodzielnie wydostać. Lucek zrozumiał, że nie można dłużej czekać i szybko rzucił się na pomoc. Szczęśliwie w pobliżu było sporo drzew. Słonik naznosił mnóstwo gałęzi i ułożył je tak, żeby można było zbliżyć się do nieboraka. Gdy to się udało, złapał nosorożca trąbą i z najwyższym trudem… powoli, pooowooooli… wyciągał go z bagna. Gdy już było po wszystkim, strudzone, ale bezpieczne zwierzęta ciężko sapały i długo dochodziły do siebie.
– Jak masz na imię? – zapytał wyczerpany Lucek.
– Jestem Karol – wysapał nosorożec. Biedaczek był tak zmęczony i wystraszony, że ledwo dyszał.
– Odłączyłeś się od swojego stada? – dopytywał zaciekawiony słonik.
– Nie, nie – w oczach Karola pojawiły się łzy. – Już od dłuższego czasu jestem sam.
Lucuś pocieszająco poklepał go trąbą i pomyślał, że być może los zesłał mu bratnią duszę i przyjaciela.
Od tego czasu, słonik i nosorożec wędrowali razem. Karol okazał się dobrym przyjacielem. Zwierzęta za dnia poszukiwały jedzenia, a wieczorami gawędziły sobie beztrosko i opowiadały o swoich rodzinach.
Pewnego popołudnia, gdy akurat przechodzili koło ogromnego drzewa, Lucek usłyszał cichutkie, żałosne brzęczenie:
– Bzzzz, bzzzz… – zaciekawiony słonik spojrzał w górę i na gałęzi zobaczył malutkiego owada.
– Co się stało? – zapytał Lucek. – Wszystko w porządku?
– Bzzzzzz… Nie, nie… przylepiłam się do tego okropnego drzewa i nie mogę się oderwać – zabrzęczało wystraszone stworzonko.
Karol i Lucek przyjrzeli się uważniej i zobaczyli, że owad wpadł w sieć pająka. Biedaczek, im bardziej się szarpał, tym mocniej trzymała go pajęczyna. Niedaleko czaił się zapewne groźny pająk, w każdej chwili gotów, by go zjeść. Przyjaciele spojrzeli na siebie.
– Pomożemy malcowi? – zapytał Karol.
Lucek tylko skinął głową. Nie mógł przecież pozwolić, żeby nieszczęsny owad zginął. Zresztą udzielenie pomocy nie było trudne, słonik po prostu podniósł trąbę i ostrożnie odczepił owada z pajęczyny. Wdzięczny maluch usiadł mu na głowie, ciągle jeszcze trząsł się ze strachu.
– Mam na imię Ania i jestem pszczołą – wystękało z trudem stworzenie.
– Pszczołą? – Karol i Lucek znowu spojrzeli na siebie. Nigdy nie słyszeli o takim zwierzątku. W ogóle niewiele wiedzieli o takich małych stworkach.
– Tak, pszczołą – odpowiedziała Ania. – A wy… to pewnie słoń i nosorożec, jeżeli się nie mylę.
– Owszem, odpowiedział nosorożec. Ja jestem Karol, a to jest Lucek.
– Nie wiem, czy wiecie, ale bałam się, że mi nie pomożecie. Słonie zazwyczaj bardzo boją się pszczół.
– Ho, ho – zaśmiał się Lucek. – Dlaczego miałbym bać się takiego malutkiego zwierzątka? W ogóle nie jesteś groźna…Pomyślał sobie, że Ania żartuje, a to znaczy, że czuje się już dobrze.
Od tej pory, już we trójkę wędrowali wspólnie i pomagali sobie nawzajem. Ania latała na zwiady i wyszukiwała, gdzie może być woda i jedzenie. Kiedy była zmęczona, podróżowała na grzbiecie słonika albo nosorożca. Nie mieli żadnych trosk ani kłopotów.
Jednak pewnego dnia zdarzyło się coś nietypowego. Ania powróciła ze swojego porannego zwiadu bardzo podekscytowana.
– Czy wydarzyło się coś dziwnego? – zapytali Lucek i Karol, obydwaj byli bardzo zaniepokojeni, ale też ciekawi.
– Posłuchajcie, niedaleko nas są ludzie! – wydyszała pszczoła.
– Ludzie? Oj, to chyba niedobrze… – Lucek przypomniał sobie, że mama zawsze powtarzała mu, żeby trzymał się z daleka od ludzi.
– Tak, ja też słyszałem, że ludzie są bardzo niebezpieczni – potwierdził nosorożec.
– Być może, ale to nie wszystko! – wykrzyknęła zdenerwowana pszczoła. – Razem z nimi jest słoń!
Słonik i nosorożec wytrzeszczyli oczy. Ludzie i słoń razem? Przecież to niemożliwe!
Wszystko wyjaśniło się wieczorem. Podprowadzeni przez Anię, Lucek i Karol zakradli się blisko obozu zbudowanego przez ludzi.
Widok był przerażający. W prowizorycznym obozie kręciło się kilka osób. Niektórzy byli uzbrojeni w coś, co wyglądało jak długie kije i prezentowali bardzo groźnie. Na środku obozu została zbudowana klatka. W środku był zamknięty okazały, ale teraz całkowicie bezbronny słoń.
Ostrożnie wycofali się na naradę.
– Jesteśmy tylko we trójkę – zaczął Karol. Spojrzał na Anię, pewnie zastanawiał się, czy też może ją liczyć. Była przecież taka malutka. – Ich jest dużo więcej – dokończył po chwili.
– Nie możemy przecież zostawić tego biednego słonia – oświadczył Lucek. – Bez nas pewnie zginie.
– Słyszałem, że łowcy łapią takie zwierzęta jak my, żeby pokazywać je innym ludziom – powiedział Karol.
– Ale po co? – zdziwił się Lucek. – Nie ma innego sposobu, żeby zobaczyć słonia, nosorożca czy pszczołę?
– Przestańcie już gadać i posłuchajcie! Mam pewien pomysł… – przerwała im Ania. – Zrobimy tak…
O świcie wszystko było gotowe. Nasi przyjaciele postanowili uratować uwięzionego słonia.
Atak rozpoczął odważnie Lucek, który z przeraźliwym rykiem rzucił się na obóz, przewracając namioty. Z drugiej strony zaszarżował groźny Karol, ten przebijał się w kierunku klatki i wyraźnie zamierzał ją rozbić swoim niebezpiecznym, potężnym rogiem. Obudzeni nagle ludzie byli zupełnie zaskoczeni i biegali w kółko bez sensu.
I wtedy zaczęło się dla nich najgorsze. Ania sprowadziła swoich przyjaciół, niebezpieczne afrykańskie pszczoły. Atak roju pszczół był nie do odparcia. Ludzie machali rękami, krążyli na oślep, niektórzy przewracali się i osłaniali głowę. W tym czasie Karol i Lucek rozbili klatkę. Po kilkunastu minutach bitwa była skończona. Dwa słonie i nosorożec odbiegły na bezpieczną odległość, a pszczoły rozpoczęły odwrót do swojego gniazda. Strat nie było.
Jakież było zdumienie Lucka, kiedy rozpoznał uratowanego słonia. Dopiero teraz miał czas, żeby bliżej mu się przyjrzeć i już wiedział, że nie może się mylić.
– Ma… ma… mama…? – wyjąkał zdumiony słonik.
Tak, to przed Luckiem stała jego ukochana mama, Magda.
Grupa łowców zwierząt złapała ją i zamierzała przewieźć do ogrodu zoologicznego. Teraz Magda patrzyła na swojego kochanego syna, a w jej oczach pojawiły się łzy radości. Słonie przytuliły się do siebie i poklepywały czule trąbami.
Dwa dni później, przyjaciele odnaleźli stado słoni. Okazało się, że Zofia wyprowadziła je i schowała w bezpiecznym, trudno dostępnym dla ludzi miejscu Teraz wszystkie słonie cieszyły się, że znowu są razem. Poznały też odważnego nosorożca Karola i dzielną pszczółkę Anię.
I wtedy stało się coś niezwykłego! Szefowa stada, Zofia, wyjątkowo zezwoliła trójce przyjaciół na przyłączenie się do stada.
Teraz byli jedynym afrykańskim stadem słoni, w którego składzie oprócz samic i dzieci byli: dorosły słonik, nosorożec i pszczoła.
written by Lord Frog, 2020