Ostatnio mam wrażenie, że albo czas leci za szybko, albo ja się staję coraz wolniejszy.
Zwykle, gdy nic nie robię (zapomniałem już, co to znaczy ;)), to czas się wlecze, jak trzylatek podczas ubierania butów przed przedszkolem.
Jeśli już zacznę pisać i mówię sobie, że skończę za trzydzieści minut, mijają dwie godziny w tempie, w jakim pojawia się dziecko, gdy słyszy papierek od cukierka odwijany z drugiego końca domu w burzową noc.
W sumie to ostatnio tak totalnie nic nie robiłem, jak miałem piętnaście lat i leżałem na swoim łóżku po starszym bracie, słuchając na słuchawkach „Nothing else matters”, zespołu Mettalica patrząc się w perłowo biały sufit.
Piękne czasy.
Gdy była przerwa w muzyce, między piosenkami, słyszałem gdzieś w oddali:
– A Ty ciągle z głową chmurach?
– Wziąłbyś się za naukę!
– Co tak patrzysz w ten sufit, naczynia same się nie umyją.
– Pracy to Ty tak nie znajdziesz.
A jak już odpowiadałem na te pytania w stylu:
– Rozmyślam na sensem istnienia albo — zastanawiam się, dlaczego nie możemy doskoczyć do gwiazd, czy — jak zbudować maszynę do teleportacji jak w Star Treku?
To słyszałem w odpowiedzi:
– Ale z ciebie marzyciel — bajki opowiadasz — tylko fantazje ci w głowie — życie to nie bajka.
I tak to wyszło.
Piszę bajki, opowiadam historie, nagrywam audiobooki dla dzieci i wiecie co?!
Naczynia czy odkurzanie może czasem poczekać. Zwłaszcza jak się ma 15 lat i marzenia.
Informacja dla krytykantów i niedowiarków:
„Z opowiadania historii i marzeń też można żyć!”
Jeszcze nie na cały etat, ale jeszcze pół życia i głowa pełna pomysłów przede mną.
Dlatego pozwól swoim dzieciom marzyć, mimo że naczynia niepozmywane, i czasem tak totalnie nic nie robić, chociaż dywan wysyła już ostatnie, przed sądowe wezwanie do odkurzenia, odpuść.
Nigdy nie wiadomo co z tego w przyszłości wyniknie…