Bajka o wesołkach - Katarzyna Ziembikiewicz

Niezwykłe przygody zwierząt – Katarzyna Ziembikiewicz

Bajka o wesołkach - Katarzyna Ziembikiewicz

 

Rozdział 1
Poznajemy niezwykłe zwierzęta z lasu.

Za górami za morzami,
Za siedmioma dolinami,
Gdzie echo piosnkę swą niesie,
Niezwykłe zwierzęta mieszkają w lesie.

Jest Zosia błękitno pióra sowa,
Co mieszka na drzewie i często w dziupli się chowa.
Ma wrażliwe uszy, nie lubi hałasu,
Dobiegającego z pobliskiego lasu.

Niedaleko nad rzeką mieszka bóbr, Borys jego imię,
Lubi ścinać grube drzewa, budować żeremie.
Bardzo przy tym pracowity, ścina- taka jego rola,
Lecz, gdy dom zbuduje to zalewa pola.

W jamie pod drzewem żyje lis Luckiem zwany,
Rude ma futerko i jest strasznie cwany.
Charakter ma dobry, choć też jest spryciarzem,
Lubi straszyć i pomagać- jest kawalarzem.

Na polu w kotlince mieszka zając Zuzia,
Boi się wszystkiego, jest całkiem nieduża.
Jest także wesoła i szybka niczym wiatr,
Gdy ktoś ją wystraszy, wieje w szeroki świat.
Sąsiadem lisa jest najmniejszy Jerzyk jeż,
Choć maleńki, taki bobas, przyjaźni się z nim też.
Rzadko się odzywa, siedzi wśród liści i korzeni,
Wstydzi się mówić, bo nasz Jerzyk sepleni.

A nie wiadomo gdzie i rzadko widać jego pysio,
Mieszka sobie chicho stąpający ryś Rysio.
Jest nieodgadniony, mądre rady daje,
Być może zwiedzał gdzieś dalekie kraje.

I tak oto w lesie mieszka ta gromadka,
Każda ich przygoda to wielka zagadka.
Usiądź wygodnie w fotelu, nalej sobie wody,
Oto zaczynają się wspaniałe przygody.

Rozdział 2
Jak to się stało, że Zosia zamieszkała w lesie.

A razu pewnego, gdy Borysa bardzo bolała głowa,
Obok na gałęzi usiadła błękitno pióra sowa.
Obserwując, jak Borys trzyma się za głowę łapkami,
Nie wiedziała, co powiedzieć, machała skrzydłami.

Borys spojrzał w górę na pierzastą Zosię,
Zapytał: „Kim jesteś?” i podłubał w nosie.
„Jestem Zosia, błękitno pióra sowa,
Przyleciałam przed chwilą i jestem tu nowa”

„Miło cię poznać– rzekł Borys te słowa
„Lecz nie pogadamy, bo boli mnie głowa.
Całą noc ścinałem bardzo grube pnie,
Teraz ledwo żyję, wszystko boli mnie”.

„Oj, napracowałeś się, bądźmy całkiem szczerzy,
Myślę, że słuszny odpoczynek ci się należy.
Niech w lesie kilka drzew zostanie,
Może znajdę dla siebie mieszkanie”.

„Masz rację, jestem Borys-bóbr tu wszystkim znany,
Z wielkich drzew na rzece buduje tamy.
Taka moja natura i hobby-tego nie mów nikomu,
A teraz leć Zosiu i szukaj wygodnego domu.
I poleciała sowa w las, oglądając wszystkie drzewa,
Jedne liściaste, inne iglaste, czasem ptak zaśpiewał.
Były duże, małe, krzywe, ciche lub pełne hałasu,
Aż wybrała sobie cichy dąb, gdzieś na skraju lasu.

W dębie tym dziupla się znajdowała,
Przestronna, przytulna, tu się schowała.
Wymościła ją trawą, mchem i piórkami,
„Tu będzie mój dom-zostaję tu z wami”.

Rozdział 3
Sowa Zosia poznaje Zuzię i co z tego wynika.

Zosia, gdy się obudziła, od razu wstała,
Zaraz też szybko z dziupli wyjrzała.
Coś gnało po polu, wrzeszcząc w wniebogłosy,
Było szare i okrągłe, jakiś potwór bosy.

Sowa oczy wielkie bardzo wytrzeszczała,
„Toż to jest zajączek-szara kulka mała”.
Chciała krzyknąć: ”Niech się kulka tutaj schowa!”,
Ale się wstydziła, była przecież nowa.

Lecz, gdy tak długo się namyślała,
Zuzia podbiegła do jej drzewa, w norce się schowała.
Sowa uważnie pole obserwowała, a co z tego wynika,
Gotowa była (chyba) nakrzyczeć na napastnika.

Po kilku minutach tajemniczej ciszy

Zosia sfrunęła do podziemnej niszy.
„Już nie ma wroga, możesz wyjść bezpiecznie,
A następnym razem wiej tutaj koniecznie”.

„Jestem sowa Zosia, mam tutaj mieszkanie,
Gdy będziesz znów uciekać, to kieruj się na nie.
W moim dębie masz zawsze schronienie,
Biegnij więc tu szybko, to jest polecenie”.
„Bardzo dziękuję za pomoc, jestem zając Zuzia”,
Szarej kulce rozpromienia się powoli buzia.
„Mieszkam nieopodal, w kotlince mam pokoje,
Jestem bardzo tchórzliwa, wszystkiego się boję”.

„Dzisiaj mnie wystraszył Lucek – lis tu znany,
Z tego, że mnie straszy, chociaż jest lubiany.
Mnie się wydawało, że to myśliwy poluje,
A to Lucek cwaniakuje i coś kombinuje”.

„Czasem tak mnie nastraszyć potrafi szalony,
Że wieję na wszystkie świata strony.
Serce mało mi z piersi nie wyskoczy,
Biegnę, gdzie poniosą mnie zajęcze oczy”.

„Lecz lubię Lucka, bo nam bardzo pomaga,
Czy ktoś jest zaradny, czy taka łamaga.
Myślę, że w Lucku serce bije złote,
Pomaga, a potem wywija jakąś psotę”.

„Bu!” – wtem dobiegło z całkiem bliska,
Zosia, Zuzia podskoczyły i zoczyły liska.
A to właśnie lis Lucek podkradł się cichutko,
Wystraszył oba zwierzaki, wrzeszcząc „Bu!” tak krótko.

Rozdział 4
Lis Lucek- wróg czy przyjaciel.

Sowa tak się wystraszyła,
Że aż piórka nastroszyła.
„Ależ to są żarty głupie!”
Sowa nogą groźnie tupie.

„Czy to wolno tak bez pozwolenia,
Straszyć zwierzęta aż trzęsie się ziemia?
To nie jest śmieszne mój lisie rudy,
Zmykaj, czym prędzej do swojej budy!”

„Bardzo was panie przepraszam bardzo,
Za me wybryki zwierzaki mną gardzą.
Lecz nic na to nie poradzę, wybaczcie mi pliss,
Jestem z dziada pradziada najprawdziwszy lis”.

„Tymczasem zadziwię was moimi opowieściami,
Bo oprócz pysznego mięska, nie gardzę też owocami.
Jesienią jem borówki, żołędzie, trawy i maliny,
Czereśnie, wiśnie, jabłka i czarne jeżyny”.

„Mimo że tak dziki ze mnie zwierz,
Jak masz kłopot, pomogę ci, wiesz?”

Rozdział 5
Coś płacze w gęstwinie.

I tak w ciągu dnia jednego,
Zosia poznała mieszkańca prawie każdego.
Nie chciała nic głośno mówić nikomu,
Lecz poczuła się w lesie jak u siebie w domu.

Co wieczór oblatywała las cały,
Jej wielkie oczy bacznie wypatrywały.
A małe uszka nadsłuchiwały,
Różnych odgłosów, bo słuch miała wspaniały.

Pewnego dnia sowa usłyszała jakieś piski,
Chyba gdzieś tu bawią się małe liski.
Lecz to nie lisek popiskiwał,
Tylko jeżyk malutki cicho popłakiwał.

Chodził kolczasty stworek wkoło drzewa,
Był bardzo smutny, może się nawet gniewał.
Może pomylił drzewa, szukał swego domu,
Sowa doń sfrunęła, ażeby mu pomóc.

„Co się stało, mój zwierzaczku mały,
Że tak płaczesz i chodzisz omdlały?
Jestem Zosia – ptak z drzewa wysokiego,
Pomogę ci, jeśli powiesz, co dręczy cię takiego?”
„Mieszkam pod drzewem w głębokiej jamie,
Za drzewem jest taki ogromny kamień.
Moim sąsiadem jest Lucek- lis rudy,
Czasem się mną opiekuje, jestem mały oraz chudy”.

„Chyba się w tym wielkim lesie zgubiłem,
Szedłem po ścieżce, wodę ze strumyka piłem,
A potem nagle zrobiło się ciemno,
Ja nic nie widzę co jest przede mną”.

„Boję się, chcę wracać do domu,
Jestem przerażony, nie mów nic nikomu.
Mimo,że moi kuzyni w nocy polują,
Boję się ciemności, duchy coś tam knują”.

„Jestem błękitno pióra sowa,
Niech cię już nie boli głowa.
Wzrok i słuch mam doskonały,
Wyjdziesz z tego jeżu cały”.

Odprowadzę cię do domu,
Pójdźmy lasem po kryjomu.
Nic złego ci się nie stanie,
Położysz się na swe posłanie.

„Jutro rano coś z tym zrobimy,
Nad twym bezpieczeństwem pomyślimy.
Będę czuwać nad tobą, jakem sowa,
Niech nie martwi się już twoja głowa”.

Rozdział 6
Jak pomóc Jerzykowi?! Spotkanie z rysiem.

Sowa w nocy pracowicie polowała,
Potem do popołudnia grzecznie sobie spała.
Lecz gdy już się obudziła cała,
W sprawie jeża zrobić coś chciała.

Myśli sowa, kombinuje,
„Może sprawdzę jak się dzisiaj Jerzyk czuje?
Razem coś dla niego wymyślimy”.
Poleciała w odwiedziny.

A jeż Jerzyk zaś tymczasem,
Się zajada ananasem.
Siedział w swej głębokiej jamie,
Pod drzewem, gdzie obok leżał wielki kamień.

Powitał sowę, uścisnął, „Uważaj, bo kłuję”,
A potem powiedział cichutkie „Dziękuję.
Podziękować ci muszę koniecznie,
Bo sprowadziłaś mnie do domu bezpiecznie”.

„Głuptasek ze mnie, że chodziłem po zmroku,
Teraz wieczorem z domu nie dam ani kroku.
Gdy słońce zachodzić już będzie,
Będę siedział na kanapie i chrupał żołędzie”.
„Dobry pomysł!” -rzekła sowa,
„Gaśnie słońce- jeż się chowa.
Lecz jesteś jeszcze małym jeżem,
Ktoś musi czuwać (nad tobą) powiem szczerze”.

Może poprosimy lisa sąsiada twego,
By miał oko na jeżyka małego.
Lis jest sprytny i wszystkim pomaga,
Będzie cię bronił, wielka w nim odwaga.

„Ekhem..-chrząknięcie dobiegło zza drzewa,
Potem pojawiła się czyjaś łapa lewa.
Potem cicho wkradł się zwierzak cały,
Piękny, cicho stąpający ryś wspaniały.

„Jestem Rysio-ryś powiem wam.
Mieszkam sobie tu i tam.
Poluję nocami w waszym pięknym lesie,
Gdzie zapach sarenek nęcący się niesie.

Nie pogardzę także pyszniutkim ptakiem.
Lub innym małym, smakowitym ssakiem.
Poluję na mięso w dużej mierze,
Lecz nie martw się Jerzyku-nie na małe jeże.

Słyszałem o waszym zmartwieniu,
Coś wymyśliłem- taki ze mnie geniusz.
Słuch mam doskonały, także niezłe oko,
Będę miał jeża na uwadze, czy będzie nisko, czy wysoko”.

„Dziękujemy ci Rysiu, jesteś przyjacielem.
Wielką ucztę chyba zrobimy w niedzielę.
Zwołamy przyjaciół gromadę całą,
Na ucztę przepyszną i wspaniałą”.

Rozdział 7
Wielka, niedzielna uczta.

A w niedzielę już od rana,
Hałasu i śmiechu pełna jest polana.
Zwierzaki wielki piknik szykują,
Śmieją się, tańczą i podskakują.

Jest jedzonko dla każdego,
To, co lubi przepysznego.
Jest mięseczko, są owoce,
Pełne smakołyków piknikowe koce.

Zwierzęta bawią się radośnie,
Sowa huśta się na sośnie.
Czegoś mocno wypatruje,
Kogoś dzisiaj nam brakuje.

A to bobra Borysa na imprezie nie ma,
Czyżby zjadła druha trema?
Pracowite to zwierzątko,
Nie ma czasu na przyjątko?

Wtem huk, hałas, coś tam skrzecze,
Borys wielką kłodę wlecze.
„Na pikniku wszak się siada,
Na to kłoda-moja rada”
Roześmiały się zwierzęta,
Miło, że bóbr o nich pamięta.
Każdy siądzie tam, gdzie chce,
Czy wypada, czy też nie.

Wesoła zabawa trwałą do wieczora,
Aż na spoczynek nadeszła pora.
Zwierzęta różne tematy podejmowały,
Każdemu, kto chciał, to doradzały.

Rozdział 8
Jak sowa książkę przeczytać chciała, choć wcale liter nie widziała.

W sobotni poranek tak sowa myśli,
Lubię, gdy coś fajnego mi się przyśni.
Lecz żeby sny mieć barwne kolego,
Trzeba książkę przeczytać lub przeżyć coś ciekawego.

Więc poleciała do bibliotek leśnej Zosia,
Gdzie pracowała mama małego łosia.
Książkę z bajkami wypożyczyła,
Długo po lesie już nie krążyła.

W radyjku cicho muzyczka zgrzyta,
A sowa siedzi i bajki czyta.
Coś było o małej sarence Idzi,
Lecz Zosia słabo literki widzi.

Spogląda z bliska, lekko zezuje,
A tekst przed oczami się rozmazuje.
„Oj, co się dzieje!”, ptak krzyczy dokoła,
Muszę iść chyba do lekarza dzięcioła.

Dzięcioł Darek zbadał sowę,
„Musisz mieć ty oczy nowe.
Och co mówię, jestem stary,
Musisz mieć przecież okulary.

Dzięki okularom będę szczery,
Zobaczysz najmniejsze nawet litery.
Z daleka widzisz doskonale,
Tym to się już nie martwię wcale.

Jak powiedział i doradził,
Sowie okulary na nos wsadził.
Takie białe, plastikowe,
Śliczne, lekkie, całkiem nowe.

Od tej pory sowa mnóstwo książek czyta,
W nowych okularach, jeśli ktoś zapyta.
Wprowadziła nawet panowie i panie,
Popołudniowe leśne głośne bajek czytanie.

Rozdział 9
O pracowitym Borysie i zalanym polu.

Borys, jak co dzień ścinał w lesie drzewa,
Co zetnie drzewo to sobie śpiewa.
„Pa ram pam pam,
Żeremie buduję sam”.

A że bóbr zwykle pracuje zapamiętale,
Ściął w środę 44 bale.
Naznosił je na środek rzeki,
Zrobił żeremie, a z gałęzi zasieki.

Na rzece wielka pni góra powstała,
Aż zrobiła się tama niemała.
Woda zaczęła tam się zbierać,
I powoli na boki przeciekać.

Lecz Borys nic o tym nie wiedział,
Bo w swoim bobrzym gniazdku siedział.
Wykładał je liśćmi, piórkami,
Paproszkami i miękkimi gałązkami.

Tymczasem Zuzia w norce porządki robiła,
Ścierała kurze, kubeczki myła.
W planach miała jeszcze niewielkie pranie,
Gdy wytrzepie dywan to weźmie się za nie.

Wtem zając patrzy, woda do niej płynie,
Coraz jej więcej w zajęczej dolinie.
Wpływa do norki, zalewa pokoje,
„Co ja mam robić, bardzo się boję?”.

Zuzia prędko wybiegła z domu,
„Muszę o tym powiedzieć komuś.
Coś złego się tu zaraz zdarzy,
Muszę pobiec do Leśnej Straży!”.

Woda tymczasem po polu leci,
Do każdej norki i domku wleci.
A Borys siedzi zadowolony,
O swojej w tym roli nieuświadomiony.

Straż Leśna sygnał pomocy dostaje,
Już są gotowi, to nie mazgaje.
Część z nich biegnie do bobrzego domu,
Aby zaprzestać powodzi ogromu.

Inni zaś pędzą prędko do Zuzi,
Której łzy smutku płyną po buzi.
Zmokło całkiem jej mieszkanie,
Woda ciekła jak w złym kranie.

 

Autorką bajki jest Pani Katarzyna Ziembikiewicz.